Dzień Matki Boskiej Gromnicznej
„Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i Jeruzalem, jak za dawnych dni i lat starożytnych” ( Ml 3,1-4).
Na wschodzie Polski, gdzie jest mój rodzinny dom, mroźne zimy, trzaskający mróz za oknem nie należały do rzadkości. W dniu święta Ofiarowania Pańskiego, zwanego w polskiej tradycji świętem Matki Bożej Gromnicznej zabudowania gospodarskie zasypane były śniegiem prawie po dach. Bramy wyjazdowe do gospodarstwa ginęły w zaspach śniegu. Nie było potrzeby ich otwierania; saniami przejeżdżało się ponad nimi. Wąskimi ścieżkami, wykopanymi w głębokim śniegu, chodziło się do zabudowań gospodarskich lub na sąsiedzką pogawędkę.
Nocą, nad krainą zasypaną śniegiem przetaczał się księżyc, w jego metalicznym blasku tężał mróz. Pękały drzewa owocowe ściskane lutowym mrozem. Wygłodniałe kuropatwy, sarny, jelenie, zające i dziki podchodziły do zabudowań gospodarskich w poszukiwaniu pokarmu. Zaś najstarsi ludzie z wioski wspominali czasy, gdy do gospodarstw podchodziły wygłodniałe wilki i porywały owce a nawet krowy. Były one w tamtych czasach postrachem dla mieszkańców wsi. Wobec nocnej sfory wilków człowiek czuł się bezbronny. l w tej bezbronności zwracał się do Tej, która mogła wybłagać wiele u swojego Wszechmocnego Syna. Stawiano wtedy na oknie zapaloną gromnicę. Światło powstrzymywało wilcze zagrożenie, a może na ich drodze stawała ta, w którą lud głęboko wierzył- Matka Boska Gromniczna.
Tę wiarę w sposób artystyczny przedstawił malarz Piotr Stachiewicz. Jeden jego obraz z cyklu „Legendy o Matce Bosce” poświęcony jest Pani Gromnicznej. Na tle śnieżnego krajobrazu stoi Matka Boża i trzyma w ręku zapaloną świecę a wokół czai się lękliwie nastroszona wataha wilków. Maryja broni chłopskiej zagrody przed nieszczęściem. Swoim płaszczem jakby ogarnia ludzi, którzy w zagrożeniu uciekają się do niej. Ten obraz powielano w tysiącznych oleodrukach i sprzedawano w sklepach i na odpustach aż stał się najbardziej znanym wizerunkiem Matki Boskiej Gromnicznej.
W polskiej ludowej tradycji Matkę Boską nazywano także Gromniczną. Nazwa ta wywodzi się od świecy, którą uroczyście świecono w tym dniu w kościele. Wierzono, że ta świeca chroni także przed burzą i gromami, stąd w tradycji polskiej jej nazwa „gromnica”. Nawałnica z błyskawicami i gromami była wielkim zagrożeniem dla chat krytych strzechą i pozbawionych odgromników. Jedno uderzenie pioruna mogło zniweczyć dorobek całego życia. Człowiek bezradnie patrzył jak świetliste zygzaki łączyły ciemne niebo z ziemią. l w swojej bezradności sięgał po gromnicę i zapaloną stawiał w oknie. Wracał wtedy spokój, bo wraz z tą świecą, drogą wiary przychodziła Matka Boska Gromniczna by być razem człowiekiem z przyzywającym jej pomocy.
Pamiętam z lat dzieciństwa parne lata. W czasie dnia upał, a po południu zaczynały się już gromadzić czarne chmury. Wieczorem niebo ciemniało. W tym ciemniejącym świecie błyskawice rozświetlające niebo nabierały apokaliptycznego wymiaru w przerażonych oczach dziecka. Niejedną noc, na spakowanych tobołach siedzieliśmy i czekaliśmy aż stanie się najgorsze- błyskawica zapali słomianą strzechę. Pośród tej szalejącej burzy było światełko, które dodawało odwagi i wlewało w serca odrobinę spokoju. Był to płomyk płonącej gromnicy, która stała w oknie. To był znak obecności Potęgi przewyższającej moc gromu.
Gromnicę robił mój dziadek z najczystszego wosku, którego w domu było pod dostatkiem, bo w gospodarstwie była pasieka. Nieskażone były wtedy pola łąki i lasy. Pszczoły zbierały najczystszy miód. Gorące i parne dni sprawiały, że nektar kapał z drzew, pachniało kwiatem i miodem. Dziadek nie odwirowywał miodu tylko wycinał z uli i barci całe plastry i wkładał je do beczki a następnie specjalnym tłuczkiem ugniatał tę masę. Wtedy wosk wypływał na wierzch a miód zostawał na dole. Miodu w komorze było pod dostatkiem. Ten wosk „owoc pszczelego roju”, jak mówi Exultet z Wielkiej Soboty, w świecy gromnicznej nabierał szczególnego znaczenia. O symbolice tego wosku mówi św. Iwo, biskup z Chartres: „W starożytności pszczoły były uważane za symbol dziewictwa. Ulepiony przez nie wosk, z którego robiono gromnice, symbolizuje wzięte z Niepokalanej Matki Ciało Bożego Dzieciątka, a płomień świecy wyobraża bóstwo Chrystusa – jasność światła wiekuistego, rozpraszającą ciemności grzesznych dusz naszych.”
2 lutego w uroczystość Ofiarowania Pańskiego, inaczej Matki Boskiej Gromnicznej szliśmy do kościoła. Przed wyjściem mama stroiła gromnicę zasuszonymi roślinami, zielonym mirtem i obwiązywała wstążką lub lnianym włóknem. W kościele, na początku liturgii zapalano gromnice. Pachniało woskiem i pasieką. Liturgia tego święta ukazywała głęboki sens obrzędu święcenia gromnic, przywołując na pamięć wydarzenie ewangeliczne ofiarowania Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej. Wypełniając przepis prawa Mojżeszowego Maryja wraz z Józefem przyniosła małego Jezusa do świątyni, aby ofiarować Go Bogu. Symeon i Anna, związani ze świątynią wyczekiwali obiecanego Mesjasza. W małym dziecku rozpoznali Zbawcę. Uradowany Symeon powiedział, że już teraz może umrzeć „Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, światło na oświecenie pogan”. Było to dla nich najważniejsze wydarzenie. Zapłonęło dla nich światło, którym jest Jezus Chrystus. Maryja zaś była i jest Tą, przez którą to światło dociera do każdego człowieka. Taka jest główna wymowa tej świecy.
Z poświęconą świecą wracaliśmy do domu. Tu miał miejsce obrzęd, którego nie przewidywała liturgia kościoła. Mama przypalała gromnicą kosmyki naszych dziecięcych włosów, abyśmy nie bali się piorunów, gdy przyjdzie lato a z nim gorące i parne dni. Następnie, na głównej belce domu albo nad drzwiami kreśliliśmy sadzą palącej się gromnicy znak krzyża. Nadprzyrodzona moc brała w opiekę nasz dom. Po tym obrzędzie kładliśmy gromnicę za świętym obrazem. Była zawsze widoczna i pod ręką. W każdej chwili mogła się przydać. Szczególnie była potrzebna, gdy ogarniała nas najgłębsza ciemność, ciemność śmierci. Podawano ją wtedy do rąk umierającego. Robiło się jaśniej w pokoju, ale najważniejsza była Jasność, której symbolem był drgający płomyk gromnicy. Tą jasnością jest Chrystus, który opromienia nasze życie światłością wieczną.
ks.Ryszard Koper