Sens zawiedzionej nadziei

Sens zawiedzionej nadziei

Uczniowie  Jezusa byli pewni, że nadchodzi upragniony moment dla ich ojczyzny. Tęsknili do wolności. Czekali, kiedy wreszcie władza namiestnika rzymskiego zostanie zlikwidowana, kiedy zostaną usunięte garnizony obcego wojska stacjonujące na ich ojczystej ziemi, kiedy naród samodzielnie zadecyduje o losach swojej przyszłości. To było już tak blisko. Pojawił się Mesjasz, królestwo mesjańskie tuż, tuż. Miał wielu uczniów i tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy sympatyków. Jednej nocy wszystko się zawaliło. Mesjasza aresztowano, najbliżsi uczniowie sparaliżowani strachem drżeli za zamkniętymi drzwiami, a reszta nie chciała się w ogóle przyznać do skazańca. Upłynęły już trzy dni, „a myśmy się spodziewali…”. Idą ze zwieszonymi głowami. Dołączył się do nich Chrystus i zaczyna tłumaczyć: „Te wasze pragnienia o szczęśliwym życiu na ziemi, o stworzeniu wspaniałej społeczności, sprawiedliwej, wolnej, o wielkich perspektywach, to budowanie zamków na lodzie. Przecież to nie jest istotne. Wasze pragnienia skoncentrowane tylko na ziemi, zawsze będą pragnieniami, które nie zaspokoją serca. Nie o to chodzi. Nie o takie skarby należy zabiegać. Trzeba było, by Mesjasz cierpiał, trzeba było, aby został zamordowany. Trzeba było…”.

Jezus ukazuje im sens zawiedzionej nadziei. Oni coraz lepiej rozumieją, serca ich pałają radością, ale jeszcze tak w pełni nie odkrywają tej nowej wartości, która nie mieści się im w głowie. Dopiero kiedy połamał chleb i rozdał im – poznali Go. Wtedy zrozumieli, że faktycznie nie o to chodzi czy ojczyzna jest wolna, czy nie, czy rządy sprawuje namiestnik rzymski, czy nie, czy obce wojska stoją na ich ziemi, czy nie. Człowiek mimo wszystkich ograniczeń doczesnych może być szczęśliwy, ponieważ wartości, które go uszczęśliwiają, są zupełnie innego rodzaju. Pełni tego autentycznego szczęścia nie kończą nawet wieczerzy, ale wracają do Jerozolimy, aby spotkać się z tymi, którzy już w tym szczęściu uczestniczą.

Nasze ludzkie pragnienia, nawet najpiękniejsze, są zawsze na naszą ludzką miarę. Natomiast Bóg pragnie nas uszczęśliwić na swoją miarę. Przygotował dary tysiące razy większe niż te, których pragniemy. Uczniowie wracając z Emaus byli w pełni szczęśliwymi ludźmi, lecz nie z powodu realizacji swych pragnień. Droga do szczęścia nie polega na realizacji naszych pragnień, lecz na realizacji pragnień Boga. To On potrafi nam dać to, co nas w pełni uszczęśliwi. Człowiek tak długo męczy się na ziemi, jak długo tego nie rozumie. Życie jego jest pasmem ciągłych rozczarowań. Ciągle buduje swoje zamki na lodzie i ciągle lód się topi, a plany rozpływają.

Chrystus wzywa nas do przeglądnięcia swego życia. Jest to pasmo różnych rozczarowań. Ileż to nadziei było w nas, kiedy rozpoczynaliśmy studia, kiedy planowaliśmy związek małżeński, ile nadziei związanych z wychowaniem dziecka, ze zmianą mieszkania, z powrotem do zdrowia, ileż nadziei… I przychodził moment, kiedy te nasze pragnienia nie zostały zrealizowane. To Bóg pragnie przez te wszystkie klęski ukazać nam skarb, którego mól nie zgryzie, złodziej nie ukradnie i rdza nie zniszczy. Ten skarb jest zbudowany na opoce, a opoką jest Zmartwychwstały Chrystus. Każde rozczarowanie, każda zawiedziona nadzieja ma niezwykle głęboki sens. Bóg wie, dlaczego nie spełnił naszych pragnień. On chce je spełnić w sposób tysiąc razy pełniejszy i doskonalszy.

Ks. Edward Staniek

Dodaj komentarz